piątek, 15 maja 2015

''mamo, ja chcę'' powiedziało dziecko, które nie mówi

Prawie każde dziecko chce mieć zwierzątko. Nie zawsze współgra to ze zdaniem rodziców a jednak wreszcie idą na kompromis. U nas mieszkają dwa psiaki a kiedyś przez chwilę mieliśmy kociaka, którego przygarnęła nasza wspaniała terapeutka p.Basia. Poza tym, mamy coś na kształt terenu ochronnego zimą, bo takie ptaki, jakie przylatują do naszego karmnika to ciężko w mieście znaleźć.

Jak na razie brzmi normalnie. Tyle, że Wika ma jeszcze jedną pasję. Moja córcia uwielbia konie, świetnie się na nich czuje i wbrew swojemu choróbsku, wie co robi.

Kiedy zaczynała jazdy, była to hipoterapia w Hucułku, dość daleko od domu ale żadna odległość nie jest nam straszna :) Wika jeździła głównie na Aslanie, choć parę razy zdarzyło się jej dosiadać Amigo [to ten prawie czarny].

źródło: zdjęcia z prywatnych zbiorów
http://www.huculek.pl/index.php?cat=galeria
 
Terapia się skończyła a nie było miejsc na prywatne lekcje. Zaczęły się szaleńcze poszukiwania nowej stadniny. Tym razem zależało nam też by znajdowała się nieco bliżej. Po pewnym czasie Daniel trafił na pewien trop.
Okazało się, że tuż za granicą miasta jest stajnia i jest możliwość by Wiktoria tam jeździła. Tak więc mała po kilku miesiącach przerwy przesiadła się na Aramisa zwanego Pleśniakiem. Była zachwycona, panie terapeutki bardzo zadowolone a koń-niesamowitym, wspaniały, mądry. Wika zakochała się w Pleśniaku od pierwszej jazdy.
 
źródło: zdjęcia z prywatnych zbiorów
https://www.facebook.com/StajniaTczew

Było super. Terapeutka rozpoczęła ćwiczyć Wiktorię pod kontem zawodów jeździeckich. Nie mogłam wyjść z podziwu jak taka mała dziewczynka tak świetnie panuje nad tak wielkim koniem.

Wika nie mogła się doczekać wyjazdu na konika i karmienia pozostałych zwierząt [poza końmi były też owce-jak z horroru]. Te owce, ich oczy i te białe plamy pod oczami...jakby cały czas się na ciebie gapiły...bez mrugania...bez przerwy...

 
źródło: zdjęcia z prywatnych zbiorów

Było, było i się skończyło. Pewnego pięknego dnia odebrałam telefon i usłyszałam, że Pleśniak ma być sprzedany. Właściciel nie zgodził się na dalsze jazdy żeby konik trafił w pełni sił do nowego właściciela. Wiadomo, licho nie śpi, więc nie ma się co dziwić, że właściciel dmuchał na zimne.

Znów mieliśmy przerwę, tym razem krótszą. Wreszcie trafiliśmy do Doroty. Nowa stajnia z drugiej strony miasta. ''Skoczyliśmy na głęboką wodę'', znaczy pojechaliśmy z Wiką na wstępną rozmowę. Okazało się, że nie ma przeszkód by mała znów jeździła.

Na pierwszych zajęciach Wiktoria dosiadała Loreen. Trochę się chyba przestraszyła, bo nowe miejsce, dużo atrakcji dookoła i klaczka jeszcze większa od Pleśniaka. Loreen za to świetnie dopasowała się do Wiktorii, mądre zwierzę doskonale wyczuło na ile może sobie pozwolić i jak zachęcić Wikę do wykonywania poleceń instruktorki.

Lęk był jednak na tyle silny, że postanowiliśmy na razie odpuścić duże konie i teraz mała jeździ na koniku troszkę większym od naszej Amaroki. Wesoły a równocześnie spokojny pod siodłem Zozol idealnie nadaje się do nauki panowania nad koniem, wyrobieniem stylu jazdy i wyczuciem zwierzaka. Wika uczy się go prowadzić głównie ruchem ciała...i jest zachwycona koniem któremu może spojrzeć w oczy.

źródło: zdjęcia z prywatnych zbiorów
https://www.facebook.com/StajniaKleina

Oczywiście nie trzeba nikomu wyjaśniać który to Zozol a która Loreen :)
Znów będziemy wykupywać wszystkie marchewki, znów mała będzie miała frajdę przy karmieniu koni i tym razem królika. No i oczywiście najważniejsze: znów siądzie w siodle.
Tak naprawdę dopiero zaczynamy przygodę ze stajnią Doroty ale mam nadzieję, że tym razem będzie to przygoda długoterminowa. Taka niekończąca się opowieść.

Kiedy widzę błysk w oku gdy do auta zabieramy toczek, tą niepochamowaną radość kiedy dojeżdżamy na miejsce, to mam nadzieję, że zostaniemy tu na zawsze. Najpiękniejsze chwile to te, gdy mała jeździ, najgorsze, gdy były przestoje. Nikt chyba nie zdaje sobie sprawy jak trudno jest wytłumaczyć autystycznemu dziecku, że już nie będzie mogło wsiąść na konika, że już nie pojedziemy. Przerabialiśmy to 2 razy. Kilka tygodni smutku, płaczu, żalu i fakt, że nie rozumie dlaczego nie jedziemy a ja nie potrafię jej tego wytłumaczyć tak by wreszcie zrozumiała...a mimo wszystko bardzo miło wspominam każdą współpracę z instruktorkami i terapeutkami.

Za to chwile kiedy zbliża się do stajni, kiedy słyszy rżenie i stukot kopyt-nawet nie potrafię nazwać tej radości. Chwila oczekiwania, przywitanie z koniem i Wiktoria wsiada na grzbiet ogierka. Ten uśmiech jest jedyny w swoim rodzaju. Nic nie działa na nią tak pozytywnie jak konie.
''MAMA, JA KCIE KONIA'' moje dziecko, które komunikuje się głównie gestem, prosi całym zdaniem by jechać do stajni! To jest tak niesamowite, że nie żałuję ani złotówki wydanej na koniki i choćbyśmy mieli [jak te konie] żreć trawę, to mała będzie jeździć.

Mam nadzieję, że Wika jak podrośnie, będzie startować w zawodach i że spotka wszystkie swoje instruktorki. Mam taż nadzieję, że każda z nich z dumą pomyśli: ''ta mała uczyła się pod moim okiem'', bo każda z nich i każdy konik skradł nam kawałek serca i zawsze ciepło o nich myślimy.

zdjęcia pochodzą z z naszych prywatnych zbiorów bądź mają podane źródło,
wykorzystanie ich w jakimkolwiek celu będę uznawała za kradzież,
nie wyrażam zgody na kopiowanie, zapisywanie czy wykorzystanie zdjęć, czy tekstu w jakimkolwiek celu,
zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych [Dz.U.1997nr133poz.883] oraz ustawą o ochronie własności intelektualnej [Dz.U.1994nr24poz.83].
.