poniedziałek, 5 października 2015

bal na sto par i dziecko, które powinno bać się tłumów

Jak wygląda wesele z udziałem autystycznego dziecka?

Książkowo powinna wytrzymać jakieś 5 minut, wpaść w panikę i żądać powrotu do domu...
Powinna...

Jak wyglądało u wujka Jacka i cioci Natalii? Ano zupełnie nie książkowo.

Owszem, w kościele mała trochę się nudziła. Na chwilę pomogło przeglądanie zdjęć z telefonu matki [niestety zna je dość dobrze więc szybko zaczynała być marudna]. Trzy razy musiałam się z nią przejść. Ostatni raz już nawet nie wracaliśmy bo zapowiadało się na końcówkę, choć ksiądz nawiązując do ''mody na sukces'' wprawił mnie w lekkie przerażenie...chyba nie muszę wspominać ile to coś ma odcinków.

Po wyjściu młodych pięknie ustawiła się w kolejkę z życzeniami i grzecznie poszła do auta.

Na sali balowej w pierwszej chwili była lekko zakręcona. Wiadomo zamieszanie z zajmowaniem miejsc, oczekiwanie na młodych i resztę gości robi swoje.
Wreszcie wszyscy i wszystko było na swoim miejscu. Mała jakby co tydzień bawiła się na tego typu imprezach: Jak zespół zaczynał grać wstawała od stołu rozglądała się dookoła, brała za rękę tego ze , którego miała najbliżej [choć ograniczała się do znanych sobie osób] i szła tańczyć. W czasie przerw wracała żeby coś zjeść i tak w kółko. Zresztą jak się bawiła doskonale widać:

 

Przed północą miała lekki kryzys. Wtedy jak z podziemi wyrósł przy nas Andrzej i wręczył jej balonik. Mała rzecz a cieszy i ratuje sytuację. Wrócił z nami do domu...oczywiście balonik, nie Andrzej :p
Jakby nie patrzeć dzięki balonikowi mała nie dość, że wytrwała do oczepin to jeszcze gdyby nie kobitki po jej lewej i prawej to dostałby się jej welon od ciocia Natalii [tak trzymały dzieciaka, że mała nie miała szans wyciągnąć rąk-czyżby zazdrość, że taka mała a prawie została wybrana?]. Z drugiej strony może i lepiej, bo jak wiadomo nowi młodzi trzymają kasę za ''odbijanego'', o liczenie to bym się nie martwiła, gorzej jakby Wika miała powiedzieć ile zostało uzbierane...


W sobotę bawiła się do 1.30 !!! Nie marudziła, nie jęczała a faktycznie się bawiła !!! Tańczyła więcej niż my !!! Zamęczyła tym tańcem: młodego, babcię, dziadka, ciocię Anię, Elę, mnie i Bóg wie kogo jeszcze. W przerwach zajadała się galaretą [w pewnym momencie szukaliśmy tego przysmaku na innych stołach] więc wielki ukłon w stronę Ewy :)

Co do samych przygotowań do wesela, to mała chyba pobiła rekord. Około południa była u fryzjera. Piękne uczesanie niestety nie przetrwało konfrontacji z ciekawością....około 14.00 całkowicie roztrzepana leciała do drugiej cioci Ani [siostry Daniela] na kolejne czesanie...tym razem już nie ryzykowała rozwalenia fryzury. Wyglądała tak ślicznie, że przed poprawinami leciała zrobić sobie zupełnie nową fryzurę [3 wizyty na jedną imprezę...jak ona dorośnie to ja pójdę z torbami...].


I oczywiście wszechobecni fotografowie i ich zdjęcia. Jak widać mała wie co robić kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś z aparatem:


Muszę przyznać, że trochę obawiałam się jak to wszystko z naszej strony będzie wyglądało. Spodziewałam się co najmniej zdziwionych spojrzeń na nasze torby, jakby nie było, nie wszyscy wiedzieli, że mała ma ścisło dietę...więc nawet na wesele poszła z własną wałówką...

Było super. Nawet się nie spodziewałam, że mała tak wspaniale się zachowa. Ponad 90 osób z czego znała naprawdę niewiele. Co prawda widziałam, że w kilku momentach trzeba ratować sytuację - mała strasznie nie lubi jak ktoś zaczyna ''pieszczotliwe ćwierkanie'' nie ważne kto to jest, mała tego nie lubi i potrafi pokazać, że to nie jej bajka - to jest mała rockmenka a nie cukierkowa księżniczka. To nie była jej pierwsza większa impreza i już od dawna wiem kiedy można jej przedstawić nową osobę i w jaki sposób. Na wszystko jest odpowiedni moment i z pewnością nie jest on wśród tańczącego tłumu.

Jakie są ostateczne wnioski?
Zabawa była super, mała zachwycona i tak zmęczona, że zasnęła w ciągu pół minuty. Uśmiech prawie cały czas a jak na chwilę znikał to sytuację ratowały balon i galareta, więc jeszcze raz ukłon w stronę Ewy i Andrzeja.

P.S.1.
Ja osobiście jestem ogromnie wdzięczna Maćkowi za cynk o sklepie...trzy miesiące szukania odpowiedniej sukienki a dzięki niemu jeden wypad i ubrałam i siebie i częściowo Daniela :)

P.S.2.
A tak wyglądały małolaty z naszego wesela: Paulina i Agata:


P.S.3.
Zapomniałam dodać, że w trakcie oczepin Wiktoria uratowała młodych oddając swoją czekoladę na wymianę za...podwiązkę :p
Jednak własna wałówka przydała się nie tylko jej :)

zdjęcia pochodzą z z naszych prywatnych zbiorów,
wykorzystanie ich w jakimkolwiek celu będę uznawała za kradzież,
nie wyrażam zgody na kopiowanie, zapisywanie czy wykorzystanie zdjęć, czy tekstu w jakimkolwiek celu,
zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych [Dz.U.1997nr133poz.883] oraz ustawą o ochronie własności intelektualnej [Dz.U.1994nr24poz.83].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz