niedziela, 30 listopada 2014

tradycyjny kalendarz adwentowy

Jak widać to już stało się tradycją ''kalendarz adwentowy bez czekoladek''.

Rok temu po krótce opisałam jak to u nas wygląda i widzę, że pomysł przyjął się w wielu domach. Bardzo mnie to cieszy, bo w końcu nie wszystkie dzieciaki mogą zajadać się słodkościami.

Tym razem chciałabym pokazać naszą wersję jeszcze przed rozwieszeniem:


Dlaczego przed? Ano dlatego, że przecież chodzi o to, żeby dziecku sprawić przyjemność a niestety kompletując to cudeńko zauważyłam pewną istotną rzecz. W większości sklepów, kiedy mówiłam, że szukam jakichś drobiazgów do kalendarza, sprzedawcy  stwierdzali: ''a wiem o co chodzi, u mnie brali coś takiego'' i pokazywali: linijki, ołówki, mininotesy i inne pierdoły potrzebne...na matmę... Ok, może tanio i praktycznie ale czy dziecko na pewno się ucieszy z 4 ołówków, ekierki i cyrkla?

Wiem, że koszt jest spory [u nas średnio 7-8 zł za każdy dzień] ale ja zbierałam to wszystko przez 1,5 miesiąca więc aż tam bardzo nie odczułam, ba sama się zdziwiłam jak przeliczyłam całość.
Wiem natomiast, że kiedy Wiki dobierze się do każdej jednej torebki, będzie zachwycona.
Co jest u nas:
- 3 książeczki,
- 2 piłki do basenu,
- 3 śnieżne kule [każda inna],
- 4x2 skoczki [mały i duży-taki zestaw],
- 2 pudełka minipuzzli,
- konik dla mojej małej dżokejki,
- jojo [w 2 wersjach]
- układanka przestrzenna [łatwiejsza wersja kostki Rubika],
- świecąca choineczka,
- gwizdek i rybka do wkurzania psów [wielka frajda!!!],
- ozdoby choinkowe, które zrobi razem z tatą
- i 2 prezenty specjalne: na mikołajki i wigilię [tu dojdą jeszcze duże chipsy]:


Tego psiaka i pirata to zupełnie przypadkiem znalazłam na allegro. Żeby było zabawniej torebka mikołajkowa wyszła 2x drożej niż wigilijna, no ale z drugiej strony spełniliśmy prawie wszystkie życzenia z listy prezentów [mała nie dostanie tylko wózka dla lalek-ma lepszy niż chciała] poza tym dostanie lepsze wersje niż chciała, np. zamiast plastikowego kucyka będzie 25cm maskotka ukochanej Rainbow Dash jedyna tej wielkości ze skrzydełkami [jak na pegaza przystało], a zamiast zwykłych puzzli: brokatowe, którymi Wiki ostatnio jest zachwycona.

Poza tym mój Daniel znalazł jeszcze jeden kalendarz z ukochanymi kucykami [drogi-50zł],w wersji dla dziewczynek: zamiast słodyczy są akcesoria do włosów, naklejki, błyszczyk [mała uwielbia zimą zamiast kremu] i parę innych pierdółek.


Cóż, mój szalony mąż, nie patrząc na koszta, pojechał zakupić go w trybie natychmiastowym. Wrócił z kolegą: prawie metrowym misiem [który też był na liście prezentów a teraz czeka na swoją kolej w sypialni naszej prababci]. Muszę tu przyznać się do potężnego oszustwa bo było powiedziane, że Daniel pojechał wtedy ''wysłać list do Mikołaja'' - taka była wersja dla Wiktorii. Mała wycałowała tatę i pomachała mu na drogę z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku.
Wika długo czekała przy oknie aż tata wróci, ostatecznie po pół godzinie poszła się bawić, jednak kiedy wrócił dopadła go natychmiast [szczęśliwie najpierw poszedł do prababci prosić o przechowanie misiaka] widać było, że chce o coś zapytać tatę, jednak ta pieprzona blokada nie chce jej odpuścić. Co prawda coraz częściej udaje się wymusić z małej pojedyncze słowa, ale dla nas półśrodki się nie liczą. Owszem postęp jest ale nie poprzestaniemy na tym - kto ma walczyć o nasze dziecko jak nie my-rodzice?

Ale wracają do tematu, a w zasadzie podsumowując go: w tym roku mamy 2 kalendarze :)
Łączny koszt kalendarzy to około 300zł ale było warto :)
.

1 komentarz: