niedziela, 24 lipca 2016

idziemy na łowy

Tak więc mam ten magiczny plastik, mamy nasze kochane autko. Wika uwielbia jeździć - im dalej tym lepiej. W takiej sytuacji nie można siedzieć w domu. Na pierwszy ogień poszły ryby wszelkiego rodzaju i wielkości, i inne morsko-rzeczne potwory.

Urlop Daniela zaczeliśmy we Władysławowie. Jest tam takie jedno świetne miejsce - OceanPark. Niby zwykłe ''figórki''...ale w skali 1:1. Coś niesamowitego.

   

W pierwszym momencie Wiktoria nie była specjalnie zachwycona, jednak z czasem podobało się jej coraz bardziej. Podejrzewam, że troszkę się bała - w końcu te potwory były naprawdę ogromne. Dużo dobrego zrobiło nakarmienie naszego małego podróżnika...zachaczenie o wioskę rybacką [z żywymi rekinami i rybkami z drewna] i wielki plac zabaw i wesołe miasteczko. Akurat karuzele zostawiliśmy sobie na koniec ale na plac wracaliśmy kilka razy.  

 
 

Całej naszej trójce bardzo podobał się zakontek z wodospadem i jeziorkiem. Cisza i spokój jakiego można zaznać tylko na odludziu... a z poziomu wodospadu można omieść wzrokiem prawie cały teren parku.

  
 

Na koniec zaliczyliśmy jeszcze koncert wujków. Jacek zaprosił nas za scenę i tak sobie przypomniałam, że 11 lat temu też wpakowałam się po koncercie do zespołu...wtedy chodziło o autograf dla Jacka a teraz o zdjęcie z Jackiem, Andrzejem i Piotrem.
Kiedy Jacek do nas wyszedł, prawie natychmiast dopadł go tłum fanek...mieliśmy szczęście, że zdjęcia z nami zrobił na początek, bo byśmy się nie dopchali.

 
   

Wracając, zaliczyliśmy kolację na końcu świata. W miejscu, gdzie woda łączy się z niebem. Był zachód słońca i oczywiście motor :)

  

Korzystając z ostatnich dni urlopu, wybraliśmy się do Gdyni do Akwarium. Szczerze mówiąc. liczyliśmy na coś więcej. Ogółem wszędzie było dość ciemno co nie do końca podobało się Wiktorii. Chociaż humor troszkę się poprawił, kiedy już nie musiała chodzić bo matka znalazła wózki dla dzieci :)

  

O wiele lepszą atrakcją okazał się spacer nadbrzeżem i karmienie ptaków. Tak, te ptaki tak bardzo walczyły o ciasteczko, że ludzie omijali je wielkim łukiem.

    

A w drodze powrotnej, oczywiście frytki na molo w Gdyni Orłowie. Wspaniałe miejsce, jakby czas się tam zatrzymał. Dzieciak był tak zadowolony, że aż kipiała energią...do czasu jak pierwszy raz w życiu zmęczona zasnęła w aucie.

    

Ogółem te 2 tygodnie uważam za udane...a to dopiero początek naszych wojarzy. 

zdjęcia pochodzą z z naszych prywatnych zbiorów,
wykorzystanie ich w jakimkolwiek celu będę uznawała za kradzież,
nie wyrażam zgody na kopiowanie, zapisywanie czy wykorzystanie zdjęć, czy tekstu w jakimkolwiek celu,
zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych [Dz.U.1997nr133poz.883] oraz ustawą o ochronie własności intelektualnej [Dz.U.1994nr24poz.83].