środa, 22 lipca 2015

zobaczyć swój błąd i przyznać się do niego - bezcenne

Jakiś czas temu trafiłam na list lekarki na temat rodziców nieszczepiących, jakże poruszający jest to tekst:

 
Cóż...wzruszyła mnie twoja historia...
Ale mam kilka pytań:
1) czemu dziecko z duszącym kaszlem nie zostało przyjęte w pierwszej kolejności? z doświadczenia matki wiem, że takie dziecko może zarazić wszystkich w koło
2) ilu pacjentów przyjęła lekarka zanim zainteresowała się tą kaszlącą dziewczynką?
3) co w tym czasie robiła pielęgniarka-recepcjonistka? piła kawkę i wisiała na telefonie utyskują na kaszlące dziecko przez które nie słyszy wszystkich plotek od koleżanki?
4) może matka Oli nie umówiła się bo musiała pokazać w pracy zwolnienie natychmiast a nie za 3 dni? niestety nie każdy pracuje jak lekarze-jak mu się podoba, większość ludzi ma szefa, który nie chce czekać na zwolnienie w nieskończoność
5) może matka Oli usiadła, bo po prostu była zmęczona? może jej dziecko kaszlało całą noc, kobieta nie spała i zwyczajnie ''leciała na pysk''
6) a matka tej Zuzi? ciężko było się odsunąć od kaszlącego dziecka? cóż za brak myślenia. To chyba normalne, że każda inteligentna matka noworodka odeszłaby choć na kilka kroków od chorego kaszlącego dziecka
7) jakim prawem ''szanowna''doktórka obwinia matkę Oli za całą sytuację? sama słyszała, że dziecko kaszle - pozwoliła dziewczynce siedzieć w poczekalni w nadziei, że ta ''załatwi'' jej kilku pacjentów więcej
8) i co to za lekarka, który wymusza na rodzicach to co jej się podoba? może ci rodzice zrezygnowali ze szczepień bo ich dzieci ucierpiały przez te ''cudowne'' szczepienia
9) lekarka zamiast się wybielać powinna zastanowić się ile w tej sytuacji jest jej winy, a jest sporo, bo skoro wolała sztywno trzymać się kolejności pacjentów to równocześnie naraziła ich wszystkich...zupełne przeciwieństwo przysięgi Hipokratesa, którą kiedyś składała

Doktórka widzi tylko jedną winną całej sytuacji ja widzę cały szereg ludzi:
- sama lekarka - bo wolała słuchać jak dziecko kaszle w poczekalni
- pielęgniarka z recepcji - dokładnie to samo co lekarka
- matka Oli - mogła poprosić o przyjęcie bez kolejki, żeby dziecko nie zaraziło innych
- matka Zuzi - mogła chociaż na kilka kroków odejść od kaszlącego dziecka
 
Wedle mnie zawiniły wszystkie ale łatwiej jest obarczyć odpowiedzialnością jedną osobę niż przyznać się bo błędu -tak błędu, bo pozwolić siedzieć choremu dziecku między zdrowymi to błąd w sztuce lekarskiej
PO PIERWSZE NIE SZKODZIĆ a ta lekarka zaszkodziła każdemu dziecku z poczekalni.

A teraz powiem wam jak to wygląda w mojej przychodni:
- dla dzieci chorych i zdrowych są dwie poczekalnie i osobne gabinety oddzielone recepcją - dla pacjenta brak możliwości przejścia z jednego do drugiego pomieszczenia - jedynie wychodząc z budynku
- pielęgniarki z recepcji widząc kaszlące, zakatarzone czy gorączkujące dziecko same wprowadzają je do gabinetu i to w pierwszej kolejności (nawet jeśli rodzic nie był umówiony)- większość rodziców zdaje sobie sprawę, że tak chore dziecko może zaszkodzić ich chorym czy przeziębionym dzieciom i nie robią problemów
- ani lekarze ani pielęgniarki nie kontaktują się równocześnie z chorymi i zdrowymi dziećmi
- owszem, też spotykam się z niechęcią bo zaprzestaliśmy szczepień ale nikt nas nie zmusza bo mają w karcie powód tej decyzji
- jest kilka takich rodzin jak nasza i nikt nie wymusza szczepienia pod groźbą wyrzucenia z przychodni
- MOJA LEKARKA POTRAFI PRZEWIDZIEĆ EFEKT SWOICH DECYZJI I NIE DOPUSZCZA DO SYTUACJI, W KTÓREJ KTOŚ MOŻE UCIERPIEŃ
- moja lekarka swoje osądy zachowuje dla siebie a nie organizuje nagonkę na jedną matkę

Wbrew temu co nas spotkało nie jestem przeciwniczką szczepień, jest przeciwniczką:
- braku rzetelnej informacji o składzie szczepionek
- braku rzetelnej informacji o możliwych powikłaniach
- braku dodatkowych badań w przypadku, gdy szczepienie może wyrządzić szkodę dziecku
- braku możliwości wyboru jeśli zachodzi podejrzenie możliwości wystąpienia powikłań (np. było w rodzinie)
- braku pakietu odszkodowań po powikłaniach - rodzice zdrowych dzieci nie zdają sobie sprawy ile zdrowia, czasu i pieniędzy kosztuje leczenie dziecka z powikłaniami

Obecnie jeśli dziecko ucierpi po szczepieniu, całkowity koszt leczenia spoczywa na rodzicach. Lekarze umywają ręce, słyszałam o przypadkach zmian wpisu w karcie bo nie powiązać uszczerbku na zdrowiu dziecka z jego szczepieniem.

W naszym kraju jeśli chodzi o szczepienia nie liczy się dobro poszczególnych dzieci - wedle władz mogą cierpieć dla dobra ogółu.
Rodzice szczepiący są nastawiani przeciwko nieszczepiącym.
Owszem nie popieram takiej decyzji ze względu na modę ale jeśli dziecko drastycznie ucierpiało po szczepieniu, rodzice powinni mieć wybór i nie powinni być z tego powodu szykanowani.

Jak to wygląda w praktyce?
Kiedyś ktoś wyzwał mnie od najgorszych kiedy przyznałam, że zaprzestaliśmy szczepień. Życzyłam tej osobie, by jego dziecko też ucierpiało tak jak moje...rozpętała się wojna a ja z kretynki awansowałam na potwora bo jeśli moje ucierpiało to było ok ale w chwili gdy jego mogłoby ucierpieć to już była tragedia...

Wciąż jestem tego zdania, że ci najbardziej agresywni w nagonce na nieszczepiących powinni doświadczyć na własnej skórze tego co jest codziennością rodziców i dzieci u których wystąpiło powikłanie poszczepienne.

...a na miejscu matki Oli przypomniałabym tej ''niby-lekarce'' o przysiędze Hipokratesa bo chęć zarobku przysłoniła jej normalny osąd sytuacji.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz