środa, 21 stycznia 2015

pierwszy rok

Początkowo ten post miał wyglądać inaczej.
Przygotowałam materiały i już chciałam pisać o kolejnej poradni. Zmieniłam zdanie. Uznałam, że chronologia też jest ważna. Ostatecznie dość długo u Wiktorii nie było żadnych przesłanek, że coś się dzieje. A tak wyglądał nasz pierwszy wspólny rok:


Wszystko zapisywałam na bieżąco i o każdej zmianie wiedział pediatra. Jak widać nie było powodów do zmartwień...jeśli chodzi o autyzm. Niewątpliwie cały czas, jak cień, chodził za nami dermatolog. Czemu wtedy lekarka nie po drążyła tematu?

Po każdym szczepieniu potrzebna była nowa recepta. Tak długotrwałe i występujące w konkretnej sytuacji, problemy skórne powinny dać jej do myślenia, ale jednak nie - ani wtedy ani teraz.

Wika zaczynała mówić, interesowała się otoczeniem. Była zdrowym, ciekawym świata dzieckiem.
W tamtym czasie nie wiedzieliśmy, że nie powinna być szczepiona i że musi unikać mleka.

Mała dostała wszystkie szczepionki z kalendarza szczepień...i zajadała się budyniem i jogurtem.
Teraz już wiem, że to był błąd, który wiele kosztował.
Pierwsze przesłanki, że coś złego się dzieje, pojawiły się kiedy mała miała 1,5 roku. Powoli zaczęła zamykać się w swoim świecie. Przestawała interesować się otoczeniem a dieta stawała się coraz bardziej monotonna.

W marcu 2010 roku rozpoczęliśmy budowę i uznaliśmy, że po części właśnie ta zmiana, ta budowa spowodowała wycofanie się Wiki. Przychodziliśmy z nią codziennie, pokazywaliśmy tłumaczyliśmy co gdzie będzie. Chociaż byłam prawie pewna, że przesadziliśmy z informacjami, posłuchałam Daniela i umówiłam się z małą do specjalisty.

Zaczęło się latanie po lekarzach i wiecznie te same słowa ''nie wiem czy coś się dzieje. Pani jest przewrażliwiona. Każde dziecko rozwija się inaczej, jak przyjdzie czas-zacznie mówić i wszystko wróci do normy''...ale nie wracało.
Opisywanie u ilu pediatrów i im podobnych byłam z Wiktorią, to starta czasu. Żaden z nich nie powiedział nic mądrego, tylko wyciągali pieniądze - bo oczywiście każda wizyta prywatnie.

Nikt nic nie wiedział, każdy rozkładał ręce i kazał czekać, a z Wiktorią było coraz gorzej. Kiedy miała 2,5 roku trafiliśmy na tzw. ''dni otwarte'' w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Pani zrobiła wywiad i kazała umówić się za kilka miesięcy. Niby nic ale jednak coś się ruszyło.

Właśnie w tym momencie zaczęła się nasza droga krzyżowa po kolejnych gabinetach i poradniach.


skany dokumentów pochodzą z historii choroby mojego dziecka,
wykorzystanie ich w jakimkolwiek celu będę uznawała za kradzież,
nie wyrażam zgody na kopiowanie, zapisywanie czy wykorzystanie zdjęć,skanów czy tekstu w jakimkolwiek celu,
zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych [Dz.U.1997nr133poz.883] oraz ustawą o ochronie własności intelektualnej [Dz.U.1994nr24poz.83].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz